Polska Historia – “Kapelan Rodzin Katyńskich” wywiad z księdzem prałatem Zdzisławem Peszkowskim
Bez wątpienia postacią już historyczną jest ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski kapelan Rodzin Katyńskich. Księdza prałata poznałem podczas realizacji transmisji z Katynia w czerwcu 1995 roku. Dziś przesyłam tekst i nagranie rozmowy w “Sygnałach Dnia” z 10.02.2005, oraz kilka zdjęć z uroczystości 80 lecia urodzin, która odbyła sie 24.08.98 na Jasnej Górze.
Pozdrawiam K. F.
P.S. Jak znajdę jeszcze jakieś materiały z pewnością będe dosyłał.
Dziś mija 65 lat od chwili pierwszej wywózki Polaków na Wschód
Jakub Urlich — Tysiące świeczek ma zapłonąć dziś w polskich domach, bowiem dziś mija 65 lat od chwili pierwszej wywózki Polaków na Wschód.
Gościem Sygnałów Dnia jest ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, kapelan rodzin katyńskich i pomordowanych na Wschodzie, były jeniec Kozielska. Witam księdza. – do odsłuchania tego nagrania – kliknij tutaj
Ks. Zdzisław Peszkowski — Ogromnie się cieszę, że jestem.
J.U. — Podobno… no, nie podobno, mało pamiętamy o tej rocznicy, 65 rocznicy pierwszej wywózki Polaków na Wschód.
Ks. Z.P. — Tutaj jakaś dziwna rzecz jest, znaczy chora. I ponieważ to było siłą robione, więc ta choroba jeszcze tak głębiej w ludziach siedzi. A prawda jest taka, że 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie był tajny układ Ribbentrop–Mołotow, czyli Stalin i Hitler. I to był właściwie rozkaz i decyzja, że Polski w ogóle nie będzie. Mojego narodu, naszej ojczyzny nie miało w ogóle być. I dopiero 22 lutego, 65 lat temu w Zakopanem, w willi „Telimena i Tadeusz” zasiedli do konferencji — oni to nazywali metodycznie — NKWD i Gestapo i wtedy mieli ten plan, wściekły, bandycki, morderczy przeciwko Polsce mieli dokładnie wypracować. I w tych sześciu tygodniach zrobili dokładny plan — Polski, mojej ojczyzny, mojego narodu nie miało w ogóle na ziemi być.
J.U. — Ilu Polaków padło ofiarami wywiezienia na Wschód?
Ks. Z.P. — Razem to było jakieś przeszło 1,5 miliona rodzin wywiezionych. I pierwsze uderzenie było 10 lutego. I to było w zimę stulecia, był taki wściekły, pioruński mróz i w czasie tego… Proszę sobie wyobrazić, jak metodycznie wszystko było przygotowane — 110 pociągów towarowych, a każdy po 70 wagonów, a w każdym wagonie stłoczono pięćdziesięciu do stu ludzi. I to wszystko przygotowane było precyzyjnie, a przy tym w tysiącach miejscowości były sanie i dwóch bojców czy jakichś tam innych z naganami, oprócz tego jeszcze miejscowi jacyś byli. I to wszystko razem było przygotowane precyzyjnie w całej tej polskiej ziemi, ażeby po prostu przemieścić te tysiące rodzin, i to całkowicie, absolutnie, żeby śladu po nich nie zostało.
J.U. — Podczas tej pierwszej fali deportacji wywieziono w głąb ZSRR bardzo wiele rodzin oficerów Wojska Polskiego, policjantów, funkcjonariuszy państwowych, którzy przebywali w obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku, czyli tak naprawdę elitę.
Ks. Z.P. — Elitę, absolutnie. I to wśród nich byli znienawidzeni specjalnie, do takich na przykład leśnicy należeli, później na przykład nauczyciele, instrukturzy harcerscy czy po prostu ktokolwiek był coś znaczący, to znaczy był wrogiem ludu i trzeba było go po prostu wywalić jak najdalej. Z tem, że żadnej litości nad dziećmi, wiele matek miało przy piersi swoje dzieciątko. I nazywają też tę drogę, która była znaczona wyrzuconymi dziećmi, później tych wszystkich starców, wszystkich, którzy… A przecież do tych domostw przyszli i dziadkowie najczęściej, bo to przy rodzinie, żeby być razem, żeby w czasie tej wojny po prostu jak najbliżej być siebie. I to wszystko zostało… I najstraszniejsze w tym wszystkim było to, że kiedy weszli tam, dali piętnaście minut czasu. Najpierw weszli, waląc w drzwi, i to między godziną jedenastą w nocy, może dziesiątą nawet w nocy do czwartej nad ranem. To było precyzyjnie wszystko przygotowane, w bandycki sposób, żeby po prostu wszystkich chwycić. I wtedy, kiedy wchodzili tam, to powiedzieli między innymi: „Wy już tutaj nigdy nie wrócicie”.
J.U. — Rzeczywiście większość nigdy nie wróciła.
Ks. Z.P. — Nie wróciła. Jedna trzecia zginęła już po drodze i przy tych pierwszych dniach, bo po prostu stanęli przed problemem takim, że… Do tego nie byli przygotowani w żaden sposób. Więc zwłaszcza od dzieci się później dowiadywałem, kiedy byłem w Indiach z nimi, gdzie… po prostu co się stało. (…) Pamiętam, że jest jedna niewiasta, która… Bardzo często widzę ją przy tych wagonach z tymi krzyżami, (…) patrzę się, ktoś stoi zawsze z tej Nowej Wilejki. Pytam się: Droga pani, dlaczego pani tu przychodzi? Bo tutaj z tego miejsca nas wywieziono. I wtedy opowiada, że mama miała Terenię przy piersi swojej i musieliśmy po czterech dniach tę Terenię wziąć i Terenię po prostu rzucić na śnieg gdzieś tam. I, mówi, ja ciągle jeszcze z tej Nowej Wilejki nie mogę sobie wyobrazić, jak to się stało, że naszą całą rodzinę w drobne kawałki rozwalili, i to w straszny sposób.
J.U. — Proszę księdza, przez lata powojenne o tych wydarzeniach pamiętać nie mogliśmy, nie pozwalano nam. Ale dlaczego teraz o tym nie pamiętamy, w wolnej Polsce? A przynajmniej pamiętamy nie tak, jak powinniśmy?
Ks. Z.P. — Jak kocham mój naród, to czasem nie wiem, co się dzieje z nami. Bo po prostu najpierw wielu nie wierzy, że to jest prawda, wielu odsunęło te zagadnienia tych wywózek czterech jako jakiś wymysl tego księdza zwariowanego, później niektórych ludzi. I czasem ktoś płacze i nie wiadomo, o co mu właściwie chodzi. A to jest tylko przypomnienie choć trochę. Prawda jest taka, że każdy z tej rodziny, którzy wyjechali, dzisiaj każdy z tych żywych ludzi może dać scenariusz do filmu, który trudny do uwierzenia jest, jak to się stało, że oni przez to wszystko przeszli, później wytrzymali. I kiedy popatrzy się na to straszne wszystko, to po prostu kiedy myślę o tym, to dobry Bóg dał mi, że jako ten uratowany z Kozielska, z Katynia, to po prostu mogę popatrzyć na to spokojnie i domagać się, ażeby prawda była ubogaceniem naszej pamięci. Bo bez tej prawdy i ta prawda jest tak fantastyczna, że… I w tym jest taki ogromny wysiłek wielu, zwłaszcza matek, babć… Taki słynny ksiądz Przydatek, który w Rzymie jest, jezuita, napisał książkę, a właściwie to książka jest o jego babci, jak ona uratowała jemu życie, jak go potrafiła… Tak że moce naszych kobiet, naszych matek to są fantastyczne jakieś dzieje, które powinny być specjalnie spisane.
J.U. — Ksiądz domaga się prawdy o tamtych wydarzeniach. Ksiądz proponuje także, byśmy dzisiaj uczcili pamięć tych wszystkich, którzy zostali wywiezieni i którzy już tam zostali.
Ks. Z.P. — Żebyśmy się pochylili nad nimi i w tej modlitwie najserdeczniejszej. I przede wszystkim pamięci, żeby po prostu wiedzieć o tym, że mieliśmy być zupełnie zniszczeni. A takie moce były, przede wszystkim niewiast, matek naszych, babć, były tak fantastyczne, że trzeba byłoby dzisiaj powiedzieć: Panie Jezu, za tę kobietę mocarną, silną, kochającą, która była taka zapobiegliwa i bardzo często po prostu była z inteligencji, jakaś nauczycielka, jakaś profesorka, ktoś inny, a nagle jaka mocarna kobieta, matka.
J.U. — A więc zachęcamy, by każda rodzina, która straciła w radzieckich obozach kogoś bliskiego kogoś bliskiego, wystawiła dziś wieczorem świeczkę w oknie. Znicze mają zapłonąć też przed wszystkimi pomnikami poświęconymi mordowanym i zamordowanym na Wschodzie.
Gościem Sygnałów Dnia był ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, kapelan rodzin katyńskich i pomordowanych na Wschodzie, były jeniec Kozielska. Bardzo dziękuję księdzu za wizytę w naszym studiu w ten smutny, no i ważny dzień, ważny dzień dla naszej historii.
Ks. Z.P. — Ogromnie jestem szczęśliwy. I niech te moja słowa będą przede wszystkim mówiące o Golgocie Wschodu, to znaczy o tym męstwie, o tych wszystkich siłach, które wyzwoliły się w czasie największej próby, jaka może być.
J.M.
P.S. Bardzo dziękuję za umieszczenie tego tekstu w wirtualnej galerii Narodowa GA.PA