[wpml_language_selector_widget]
Polish English French German Spanish Finnish Hebrew Swedish Norwegian Italian Czech Slovak Bulgarian Hungarian Portuguese Russian Chinese (Simplified) Japanese Hindi Arabic
[wpml_language_selector_widget]
Polish English French German Spanish Finnish Hebrew Swedish Norwegian Italian Czech Slovak Bulgarian Hungarian Portuguese Russian Chinese (Simplified) Japanese Hindi Arabic
Polish English French German Spanish Finnish Hebrew Swedish Norwegian Italian Czech Slovak Bulgarian Hungarian Portuguese Russian Chinese (Simplified) Japanese Hindi Arabic
[wpml_language_selector_widget]
Polish English French German Spanish Finnish Hebrew Swedish Norwegian Italian Czech Slovak Bulgarian Hungarian Portuguese Russian Chinese (Simplified) Japanese Hindi Arabic
Dział Section 13 -- PROSZĘ KLIKNĄĆ NA TYTUŁ / FOTOGRAFIĘ/SKAN DANEGO EKSPONATU - KLIKNIĘCIE PODWÓJNE DA POWIĘKSZENIE ZNACZNE -- Pamięć Rodziny Przyjaciół

Wyprawa przyjaciół Annapurna 1976 rok – jedna fotografia i jedna trudna w życiu chwila, ale ze szczęśliwym zakończeniem

Zgłaszający Eksponat:
Marek Bogatek, Wojciech Dabrowski, Sydney
podziel się z innymi:

“Przyjacielski Obrazek z Życiowych Podróży”

Wyprawa rok 1976 – Annapurna – Base Camp na wysokości 4130 m.

Tylko jedna czarnobiała fotka i jedna trudna chwila, ale i ze szczęśliwym zakończeniem:

* Ja złapałem przeziębienie i nie mogłem się ruszać.

* Jedzenie się kończyło, a ja nie nadawałem się do zejścia.

* Reszta teamu przyjaciół: Wiesiek (z Krakowa?), Cizik (Tadek Sokołowski) i Biba (Birgit Mau, Niemka, na fotce) zostawili nam ręsztkę jedzenia, a sami poszli na dół ( 1 1/2 dnia do najbliższej chaty, extra dzień do pierwszej wioski. Voy (Wojtek Dąbrowski) został ze mną.

* W nocy spadł śnieg.

* Rano Voy zaczął kasłać, a ja wciąż miałem temperaturę i dreszcze.

* Następnego dnia rano było jasne, ze Voy ma chorobę wysokogórską. I jedzenie się skończyło.

* Nie było wyboru: zrobiłem ‘Łazarza’, wziąłem na siebie dwa plecaki, a Voya na hol i poczłapaliśmy na dół.

* Pod wieczór zatrzymaliśmy się w malej grocie, w której było już dwóch czy trzech Angoli. Żarcia mieli pełno, ale szli w górę, wiec nic nam nie uszczknęli ze swoich prowiantów. Na kolacje mieliśmy ostatnia torebkę… herbaty.

* Rano powlekliśmy się w dół. W połowie dnia, w bambusowym zagajniku (tak, tak, tam był taki mikroklimat, ze prawie … tropikalny) spotkaliśmy … Wieśka – odstawił Cizika i Bibę do wioski, wziął ciut prowiantu i poszedł znowu w górę, żeby nas ratować. Co za facet!

Ot, chwila w życiu.

Pozdrawiamy Przyjaciół,

Fotografia: Voy – Wojciech Dabrowski, Sydney

Tekst: Marek Bogatek, Sydney, 17.07.2025 roku.

 

 

 

Korespondencja

Website Project Created by RAW-CODE