Powstanie Warszawskie 1944 Makary Zakrzewski pseudonim ,,Skała” Batalion ,,Kiliński” nieznany osobisty list-pamiętnik o Powstaniu
Witam,
List mego przyrodniego brata Makarego Bartłomieja Zakrzewskiego ps. ,,Skała” z Batalionu ,,Kiliński”, pisany przez Bartka w roku 1946 do swej przyszłej żony, Danuty. W czasie przepisywania i opracowywanie odnalezionych po śmierci bratowej w 2007 roku, czyli po około czterdziestu latach od momentu powstania, rękopisów i maszynopisów uznałem, że to co napisał Bartek może stanowić pewną wartość nie tylko dla mnie, ale i dla osób interesujących się losami Polski i Polaków.
Ludwik Juliusz Zakrzewski, w Warszawie, styczeń 2025 roku
Treść listu:
Fragment:
„ … Myślą, że gdy ocalałem i nie brak mi ręki lub nogi to już wszystko. A to dopiero połowa, bo istnieje przecież pamięć, rozum i tak zwana dusza. Są to organy bardzo subtelne. Notują wszystko cokolwiek się stanie w granicach ich działania, utrwalają na zawsze. Ja musiałem przecież stworzyć dla siebie własną filozofię życia, aby nie zwariować lub nie zatracić się zupełnie. Moja filozofia nie powstała z książek czytanych przy ciepłym kominku, po dobrej kolacji w długi wieczór zimowy. Uczyłem się jej pędzony batem w czasie karnych ćwiczeń na placu apelowym w Oświęcimiu. Chory na biegunkę, w kurzu, boso po kamykach i tłuczonym szkle. Jak dzikie zwierzę tresowane do występów w gigantycznym cyrku Nerona XX-go wieku. Każda godzina dłużyła się w nieskończoność, serce waliło jak młot w nadmiernym wysiłku, język wysychał, w skroniach waliły tętna, oczy mgłą zachodziły, mięśnie wiotczały.
To co zostało jedynie nietknięte to wewnętrzne JA, które jest ukryte głęboko w ciele każdego. Nieuchwytne dla pocisku, gazu, bata czy pięści. Wyższe ponad wszystko co nas otacza. Jest w nas lecz nie przemija wraz z człowiekiem, bo pochodzi nie z tego świata. Musiałem wiele energii i całą silę woli zużyć na to aby to sobie wytłumaczyć. Wyszkolić się do tego stopnia aby móc jak fakir zapaść w letarg i nie czuć, nie zwracać uwagi na ból, upał, zimno, głód i na wszelkie bodźce zewnętrzne, które dokuczały ciału a ciało z kolei za pośrednictwem układu nerwowego osłabiało wolę i stwarzało pokusy aby skoczyć na druty wysokiego napięcia lub uderzyć SS-mana po mordzie. Skończyć z życiem żeby nie męczyć się dalej i nie patrzyć na cierpienia innych. Były chwile, że urągałem Bogu i pragnąłem śmierci jak zbawienia. I znów trzeba było całej siły woli aby wytłumaczyć sobie, że nie warto ginąć pod obcasami gestapowców zadeptany na śmierć albo od porażenia prądem wysokiego napięcia. Gdy powróciłem do życia i przestałem być tylko numerem, byłem już inny. Osiągnąłem wysoki stopień wtajemniczenia. Zrozumiałem lepiej istotę życia. Jakie ono jest nikłe i jak niewiele potrzeba aby je zachować choć przez pewien czas. Kawałek chleba, trochę wody i chwila wytchnienia. Przygotowany byłem lepiej do walki o byt. Bardziej odporny. Z całą świadomością wstąpiłem w szeregi organizacji podziemnej. Długie, obfite w przeżycia cztery lata nauczyły mnie również wiele. Później Powstanie. …
… To trzeba przeżyć aby zrozumieć. Ten skurcz serca gdy leci się ze schodami z pierwszego piętra do piwnicy po wybuchu bomby lotniczej. To drżenie ciała gdy zalewa ci twarz krew kolegi leżącego obok…”
0
0
0