Wspomnienie – Eugenia Maternicka jedna z pierwszych polskich Emancypantek, Sawantek… – XIX/XX wiek.
Ciocia EUGENIA MATERNICKA, jedna z pierwszych w Polsce Emancypantek, Sawantek…
Niech chociaż te kilka słów wspomnienia da ślad pamięci o niej, w Zaduszki 2022 roku, bo w różnych opracowaniach czy w necie jej nie ma:
Los sprawił, że w latach po II Wojnie Światowej, w parterze jej własnego domu we Włochach pod Warszawą, zamieszkał z rodzicami słynny pisarz Marek Nowakowski (tata Antoni Nowakowski, kierownik szkoły we Włochach, nauczyciel matematyki i mama Stanisława nauczycielka języka polskiego) – szkoła we Włochach przy ulicy Parkowej 22, teraz Cietrzewia. Marek Nowakowski poświęcił Eugenii Maternickiej opowiadanie pod tytułem “Bambusowa Etażerka” w swojej książce “Powidoki 2 Wspomnij Ten Domek Na Gęsiówce” z 1996 roku. Oto fragmenty tego opowiadania, które mówią jak ta niezwykła Eugenia Maternicka uczyła młodego Marka Nowakowskiego dalszej miłości do książek i apetytu na wrażliwe i wielobarwne, jak wolnego rajskiego ptaka, życie.
====
Marek Nowakowski
BAMBUSOWA ETAŻERKA
“Pani gospodyni zaprosiła mnie pierwszy raz na górę w letnie, upalne popołudnie, Poprzedniego dnia zobaczyła mnie w kącie altany z książką w rękach.
– Sienkiewicz – powiedziała w zamyśleniu pani gospodyni. – Taki był szarmancki, dystyngowany. – Bardzo dokładnie opisała jego wygląd i maniery. W swoim zacienionym pokoju usadowiła mnie na krzesełku, które miało siedzenie wyplatane popękaną rafią. Sama siadła w skórzanym fotelu przy masywnym biurku. Jego blat był pokryty zielonym suknem i stała na nim marmurowa suszka z mosiężną główką. Moją uwagę zwróciły szklane kałamarze z metalowymi pokrywkami i lampa z zieloną ambrą na nóżce z brązu, oplecionej kiściami winogron. Na ścianach wisiały owalne portrety w złoconych ramach. Spoglądali z nich brodaci mężczyźni i surowe matrony…
Już nie pamiętam treści tamtej rozmowy sprzed tylu lat. Na pewno pani gospodyni wypytywała mnie o lektury…
Surowe oczy pani gospodyni złagodniały nieco i wyciągnęła z dołu bambusowej etażerki jakiś tom w twardych okładkach. Pokazała dedykację stamtąd pluszową laleczkę, podarowaną jej przez Prusa. Następnie przeczytała list od niego, pełen staroświeckiej galanterii i żarcików… Działo się to w tak zamierzchłych czasach… Pani gospodyni piastowała wtedy odpowiedzialne stanowisko w szacownym wydawnictwie Gebethnera i Wolfa. Zaczęła tam pracować na dwa lata przed końcem XIX wieku. Jedna z nielicznych wykształconych, niezależnych kobiet. Studiowała na Wyższych Kursach Żeńskich im. Bestużewa w Petersburgu, a później w Genewie.
Tak zaczęły się moje wizyty w zacienionym pokoju pełnym książek i wspomnień… Rozmawialiśmy o książkach i ludziach zajmujących się ich pisaniem… Natomiast bardzo lubiła Artura Oppmana, czyli Or-Ota, który był redaktorem Tygodnika Ilustrowanego, wydawanego przez firmę Gebethner i Wolf. Sympatyczny starszy pan i pisał piękne wiersze o Warszawie. Przy każdej charakterystyce poety, powieściopisarza czy dziennikarza sięgała do przepastnej szuflady i znajdowała tam odpowiedni list, pozdrowienia świąteczne lub imieninowe, karteczkę z zagranicznej podróży do Nizzy, Meranu, często z bardzo przejrzystą aluzją…
Ci mityczni, nieżyjący pisarze zmartwychwstali i przybliżali się na odległość ręki, nabierali kształtu zwyczajnych ludzi. Widziałem ich, słyszałem. Atmosfera pokoju sprzyjała wskrzeszaniu przeszłości…Ścienny zegar odmierzał monotonnie czas… Lubiłem dotykać grzbietów tych tomów z tłoczonymi literami tytułów i nazwisk autorów. Powoli przewracałem karty, wpatrywałem się w winiety z roślinnymi i kwiatowymi ornamentami i jeszcze przed czytaniem widziałem dostojnego barona Weysenhoffa, namiętnego myśliwego i bywalca karcianych klubów lub dobrodusznego Bolesława Prusa. Pani gospodyni opowiadała o jego skromności, życzliwości ludziom i chorobie lęku przestrzeni. Najbardziej zagustowałem w grubych, ciężkich rocznikach Wędrowca, Biesiady Literackiej i Tygodnika Ilustrowanego…
Zostałem namiętnym pożeraczem książek i później już wszędzie, gdzie się znalazłem, od razu rzucałem wytrawne spojrzenie myśliwego na oszklone szafy bibliotek, półki i uchylone szuflady pełne papierów. Ilekroć nadarzała się okazja, gładziłem grzbiet książki, smakując powoli przyjemność odkrywania zaklętej w druku sztuki opisywania ludzi i wydarzeń.”
====
Niech małym dodatkiem do tego opowiadania będzie fragment wywiadu, jaki udzielił pisarz Marek Nowakowski dzienniku Rzeczpospolita wydanie sobotnio-niedzielne 26-27.01.1991 r. strona 3/5, o cioci Eugenii Maternickiej:
“Była to bardzo ciekawa osoba. Była jedną z prawdziwych emancypantek, sawantek.”
====
Ciocia Eugenia Maternicka odeszła z naszego ziemskiego padołu w Warszawie roku 1967, mając 92 lata, przeszła przez całe jej życie jako panna, niezależna Emancypantka.
Cóż wiemy na dziś o jej przodkach? Z szacunku dla niej i jej przodków zebraliśmy podstawowe, genealogiczne dane, w prostej linii miecza było tak:
- Tatą Eugenii Maternickiej (urodzonej w Warszawie dnia 16.09.1875 roku) był Józef Maternicki, urodzony w roku 1827 we Włocławku, jednym z najstarszych polskich miast, notowanego w Polsce od XI wieku, położonym tak pięknie nad główną rzeką Polski Wisłą, gdzie przez wieki rzeka była głównym żywicielem miasta.
- Dziadkiem Eugenii Maternickiej, a ojcem jej taty Józefa był Jan Maternicki, urodzony w roku 1777 w tymże Włocławku. Jan Maternicki był znanym mieszczaninem miasta Włocławka i piastował w mieście stanowisko Retmana (był odpowiedzialny za rzekę Wisłę – to znaczy za gospodarowanie na niej, umowy flisackie, spływu towarów, stanu rzeki i portu, obsługi ogólnej) – o zaszczytnej funkcji Retmana wiemy z wpisu metrykalnego urodzenia jego syna Józefa Maternickiego z RK Parafii we Włocławku z roku 1827 wpis numer 57 (Archiwum Państwowe w Toruniu i Bydgoszczy) – gdzie podano, że: “Stawił się w lutym 1827 roku o godzinie czwartej po południu Jan Maternicki, Retman z miasta Włocławka, lat czterdzieści mający, w obecności Jędrzeja Mieleckiego, Szypra z Torunia lat czterdzieści jeden, i Jana”Międzyrzecza” (do dalszego rozczytania) lat trzydzieści sześć, i okazał nam dziecię płci męskiej urodzone drugiego lutego roku bieżącego o godzinie dwunastej z południa z jego małżonki Antoniny (Maternickiej) z domu Ławczyńskich lat trzydzieści siedem mającej. Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym Nadane Zostało Imię Józef, a Jego Rodzicami Chrzestnymi byli ………(do dalszego rozczytania) Jędrzej Kielecki i Konstancya “Przedpełska” (do dalszego rozczytania). Akt ten Stawającym i Świadkom został przeczytany… X. (Ksiądz) Szymon Nowakowski, Komendant Włocławski”.
- Pradziadkiem Eugenii Maternickiej, a ojcem jej dziadka Jana Maternickiego był Marcin Maternicki, urodzony ok. roku 1750
- Według herbarza Uruskiego tom X, strona 272 – Maternicki od Materna byli herbu Ślepowron: https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Alepowron_(herb_szlachecki)
—
Obok fotografii cioci Eugenii Maternickiej (Warszawa, 1920 rok), dodajemy symboliczną pamiątkową fotografię z jej domu we Włochach z ok. 1945 roku – z opisu na rewersie fotografii – stoją na tarasie jej domu Eugenia Maternicka, członek jej rodziny, też nauczycielka pobliskiej szkoły we Włochach mama Walentyna Maszkowska (w latach okupacji prowadziła w tym domu dla uczniów tajne nauczanie, co groziło śmiercią ze strony nazistów), oraz chłopcy – od prawej Marek Nowakowski (ten sam, w przyszłości wielki, niezłomny pisarz) i jego kolega z pobliskiego domu we Włochach Janusz Kocemba.
—
Obraz rodzinnej pamięci umieścili:
Maria Mioduszewska-Wysocka z domu Maszkowska
Tadeusz Wysocki s.v. Myszkowski